Niewiarygodne... Osiemnaście dni temu, 5 listopada, skończyłam 17 lat. Jak ten czas leci! Paradoksalnie, gdy zastanawiałam się, co napisać w dzisiejszym poście, spłynęła na mnie fala praktycznie tych samych refleksji, co w zeszłorocznym dniu urodzin. Ktoś mógłby powiedzieć, że to gadanie zmęczonej życiem staruszki, która dopiero teraz uświadamia sobie, jak szybko upłynęły dane jej lata.
Jednak wbrew pozorom to nie o upływie czasu zamierzam pisać. A przynajmniej nie do końca. Od pewnego czasu zastanawiało mnie, czy "czuję się na swój wiek". Często moja odpowiedzieć brzmiała "nie", ponieważ nawet nie zauważyłam, kiedy tyle lat mojego życia zleciało. Z drugiej strony, z pewnością mogę stwierdzić, że nie czuję się tzw. gimbusem, status licealistki w pełni mi odpowiada. Nawet gdy nie miałam ukończonych tych 17 lat, nie czułam się już szesnastolatką, lecz właśnie dziewczyną o rok starszą. Aczkolwiek pozostaje jeszcze jeden aspekt mojego wieku... Osiemnastka. Tak bardzo wyczekiwany dzień przez 99% moich rówieśników. Wielu z nich już ze zniecierpliwieniem odlicza do niej dni, niektórzy robią to nawet od kilku lat. A ja? Ja jestem p r z e r a ż o n a. Kompletnie nie dociera do mnie, że już za 347 dni będę dorosła! No dobra, inaczej: pełnoletnia. Bo to według mnie zasadnicza różnica. Może to dziwne, ale od dzieciństwa powtarzałam, że nie chcę skończyć 18 lat. A tu pozostał rok. A może aż rok? Jak dla mnie tylko...
Zupełnie też nie rozumiem szału na 18-stkę. Co ona właściwie daje? Dlaczego tylu nastolatków tak jej pragnie? Bo co, bo można będzie bezkarnie kupować alkohol? Zrobić prawo jazdy? Bo nikt Wam już nic nie będzie mógł zabronić? Przyznam szczerze, że takie myślenie mnie śmieszy. Prawie nikt nie pamięta o tym, że nadal będą mieszkać z rodzicami, że to od nich będą zależni, że nadal będą musieli chodzić do szkoły. A później studia, praca oraz tysiące problemów, przy których ich obecne zmartwienia to "pikuś". Cóż, Wasz wybór. Ja tymczasem przez ten rok zajmę się czerpaniem z życia wszystkiego co najlepsze. Bo 5 listopada 2015 roku to dzień, którego się boję, i to nawet 8634536 razy bardziej niż matury. Dzień, którego najzwyczajniej w świecie nie chcę...
ph. Radek R.